sobota, 18 maja 2013

19513

Poczciwy Hłasko popełnił kiedyś tekst o szemranej polsko-amerykańskiej miłości, a właściwie - o jednostronnym i nieodwzajemnionym upodobaniu Polaków co do zaoceonowej ludności. Pojawiły się tam przykłady z prawie wieszczej literatury sugerujące, że nasz rodak, wtedy, w umysłach Amerykanów to cham i prostak. Przykłady były czytelne, a przytaczana literatura uważana za wielką.
Idąc tropem takiej wielkiej literatury, po wpisaniu w wyszukiwarkę gogle hasła "wiersze o" sugerowane są następujące propozycje: o miłości, o wiośnie, o kobietach, o przyjaźni. Zgaduję, że kolejna podpowiedź brzmiałaby "o życiu". A o czym, do cholery, ma być literatura?
Poezja jest specyficzna. Na studiach filologicznych liryczność definiuje się jako zdolność do pewnego emocjonalnego odczuwania świata, wytwarzającą pewną intensyfikację uczuć. Na tych samych studiach filologicznych mówi się również, że polonista winien jest odróżniać kiepskie wiersze od tych słabym. Bełkotem mi się to wydawało i niemożliwością. Namaszczona światłymi ideami pragmatyzmu myślałam, że to ja tworzę rzeczywistość, że to ja buduję sens - czytając i że to ode mnie zależy, czy dane, wzniośle brzmiące d z i e ł o  l i t e r a c k i e, będzie wartościowe, czy też nie będzie. Z poczuciem porażki w ustach przyznaję jednak rację Ingardenowi, że takie dzieło ukryty sens ma i ja mam za zadanie go odkryć. I odkryłam to dopiero szukając katastroficznych liryków, które chciałam zestawić z jednym z późnych wierszy Iwaszkiewicza, bo - o zgrozo - natrafiłam na tak gorącą grafomanię, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Wiersz był o samotnej nocy na plaży i planowanym samobójstwie. Jeśli śmierć mnie śmieszy, to znaczy, że coś z nią jest nie tak. Chyba, że autor miał na myśli taki koncept - czytasz, śmiejesz się i poddajesz refleksji. Chyba coś nie wyszło. Tani kabaret. 
Do dziś wydawało mi się, że pojęcie kiczu jest semantycznie płynne i niestałe. Naiwna byłam myśląc, że sztuka współczesna jest jaka i jest i nie rozumiem jej dlatego tylko, że się na sztuce nie znam. Figa. Znam się trochę na wartościach, a gdzie mam włożyć "dzieło", które żadnych wartości nie prezentuje? O, przepraszam, zapomniałam o wartościach kabaretowych, chociaż i to jest tutaj szemrane.
Wielkie mieliśmy kiedyś marzenia: będzie pisać, będziemy jak młodopolska bohema kreować nowy świat, będziemy poczytni, sławne będą nasze książki i myśli nasze będą przenikać umysły potomnych; będziemy światłymi pedagogami, będziemy drogowskazami wartości w świecie odartym z wartości, będzie pisarza z krwi i kości. I tą krwią będziemy pisać swoje książki.
A dzisiaj, to już nam spadły klapki z oczu.
Przerzucam stronę i wstawiam kolejny przecinek w miejscu, gdzie go nie ma, a gdzie powinien być. Przerzucam kolejną stronę, zmieniam źródło. I w kółko. I od nowa.

Przepraszam, że pytam, ale właściwie, to co dzisiaj jest sztuką?

1 komentarz:

  1. gówno może być sztuką. nie było mnie dzisiaj na kole, nie wiem, co tam sobie wymodziliście, ale nikt mi nie wmówi, że odbiór sztuki nie jest w pewnym stopniu i sensie subiektywny, a zatem - nie to, że się nie znasz, tylko do Ciebie nie trafia. a to, że nie trafia nie znaczy, że się znasz, ale jest gównem. gówno może być bowiem sztuką. dla mnie, dla niego, dla nich, nie dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń