poniedziałek, 5 marca 2012

2.5312

Tak ładnie dziś wyglądasz, tak słodko dziś pachniesz, tak szybko dziś oddychasz - powiedział jej do ucha wsuwając rękę pod bluzkę - Szkoda, że musisz już iść.
Nie musiała i nie chciała, ale i tak poszła, bo wychowana ją w tradycji europejskiej, tej wiejskiej, chrześcijańskiej. Było już ciemno, gwiazdy chyliły się ku upadkowi, a księżyc wyglądał, jakby zaraz miał spaść z nieba. Faktycznie - trochę szybciej niż zwykle, trochę bardziej nerwowo i niepewnie. Krótka sukienka - od niego, oko dość barwnie upierzone - dla niego, pokaźne kolczyki za pokaźną sumę - od niego, wysokie szpilki dające efekt szpilek wbijających się zgrabne stopy - dla niego, a poza tym ten dźwięk jej kroków, trochę szumu miasta i już nic ponadto. No, może jeszcze odrobina wstydu.
Można stwierdzić, że nie umieli rozmawiać. Jej się kiedyś wydawało inaczej, jemu nawet chyba się złudnie nie wydawało. Mówili, bo mówili, takie są normy kulturowe. Często o pogodzie, parę słów o tym, co robili danego dnia, coś o łbie baranim, dobrym wychowaniu, kilka zdań - jak byłem mały - i już chyba nic więcej. Wszystko to głębokie jak sadzawka w ogrodzie i mądre jak habilitacja ze stosunków politycznych we współczesnej Polsce. Umieli za to patrzeć - na siebie, przed siebie, o dziwo również ponad siebie. On jej kiedyś powiedział, ze wyobraża sobie bez niej życie, ale teraz to mógłby od niej odejść, bo jest wierny dla zasady. Ona powiedziała, że nie ma problemu i że może mieć sobie na boku kogo chce, tylko, żeby ona dowiadywała się od tym od niego, a nie ze źródeł postronnych. Zresztą - widzieli wszystko. Te umiejętności opanowali wyśmienicie. Każdą frustracje, akceptacje, bunt i ekstazę załatwiali spojrzeniem. 
Aż pewnego dnia, na pewno to był ładny słoneczny dzień, u bram ich miasta stanął francuski amant szukający namiętnej kochanki. Jakiś czas potem to samo miasto przywitała śnieżno-włosa piękność słowiańska.  Historia jest krótka - on poznał te piękność, ona tego Francuza. Było to, na pewno, w jakimś przypadkowym, ale romantycznym miejscu, na pewno grały wtedy trąby anielskie, motyle latały w brzuchach, wino falowało w kieliszkach, żołądkach, a półmartwe ślimaki pełzały jeszcze po talerzach. A potem było szczęśliwe zakończenia.
Ale tylko na niego ona patrzyła w ten sposób, jak on patrzył na nią. I tylko na nią on patrzył w taki sposób, jak ona na niego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz