"Na świecie jest czternaście milionów ludzi. Wiem, bo wszyscy jechali dziś ze mną autobusem" - linii 26 Okrężna - Rubinkowo drugie. Pani w czerwonym berecie miała nieco zgorszony wyraz twarzy. To taka wersja pachnąca francuszczyzną - ten beret, bułki wystające z supermarketowej reklamówki, buciczki na sznuróweczki, takie z ładnymi obcasikami, płaszczyk z dwoma rzędami guzików. Pani w czerwonym berecie nie pasowała do tego autobusu. Obok siedział trzeźwy w danej chwili, aczkolwiek - tak mówił wygląd i sposób patrzenia na ludzi - zazwyczaj upojony przeźroczystą rzeczywistością w płynie jegomość, lat około pięćdziesięciu, włosy rozwichrzone, lśniące od łoju. Jadł bułkę i cholernie nią nakruszył, ale kto by się tym przejmował. W oddali pan z blond grzywką wystającą spod czapki i złotym kółeczkiem w prawym uchu, prawie takim jak mają byczki w kreskówkach w nosie. Spojrzenie jakby złowrogie, ręce silnie zaciśnięte na szmacianej torbie, bez wglądu otoczenia do zawartości. Bałabym się zapytać go o drogę, nawet w samo południe w tłumie ludzi. Dziewczyna w kraciastym płaszczyku z rynku na Bema trochę tęgiej budowy, dość sympatyczna, tłumaczyła chłopakowi z dwudniowym zarostem - chudy, dość wysoki, brudne buty - że warto iść na Zebry na pizzę, bo tam mają dwadzieścia procent zniżki dla studentów. Ona dziś była i się bardzo najadła. Tak, nie wątpię. I zachwalała sos czosnkowy. Tak, nie wątpię, że był smaczny, skoro tak wyraźnie pachniał, po takim czasie. Przy drzwiach odchudzona solarką i papierosem dwudziestka, na oko absolwentka szkoły zawodowej o profilu fryzjerka albo kelnerka. Znamiennie szpileczki z trójkątnym noskiem, do tego krótkie futerko i malowany heban na głowie. A w głowie.. Dość ładnie się uśmiechała, gdyby nie brak zęba trzonowego numer cztery.
Książka była o historii wychowania na ziemiach jakiś w okresie jakimś i trudno było się skupić na jej przeglądaniu, mimo nawet faktu posiadania miejsca siedzącego.
Facet z czapeczce z daszkiem zatytułowanej "smile" mówił do kumpla, że ma pociąg za półtorej godziny i zdąży jeszcze pójść do reala połazić. Kolegi czapeczka była czerwona, ale co na niej, to już nie pamiętam. Dziewczyna obok nich miała widoczne problemy z cerą. Miała jednak jakiś nieodparty urok osobisty, błyszczące oczy i ładnie pachniała. Jej przywdziała zielone rękawiczki i morski płaszcz, nietrafne połączenie, a może w tym dzisiejszym słońcu tylko tak to niekorzystnie wyglądało.
Przejechanie z Okrężnej na Rubinkowo drugie, wedle rozkładu jazdy autobusów miejskich, zajmuje dwadzieścia kilka minut. Moja wycieczka trwała minut szesnaście.
Podróże kształcą, jednak ludowe porzekadła mają w sobie tyle prawdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz