niedziela, 23 marca 2014

23314

Nigdy nie umiałam od progu, bezwstydnie, mówić czego chce. Nie umiałam też mówić, czego nie chce. Moja zdolność werbalnego artykułowania emocji ogranicza się jedynie do umiejętności negowania albo akceptowania czegoś za pomocą podstawowych jednostek leksykalnych - "tak" i "nie". Dzisiaj mówię "nie" temu wszystkiemu, czemu od dawna chce powiedzieć "tak". A może powinnam to zapisać zupełnie odwrotnie.
O szyby deszcz dzwoni, nie jesienny, ale miarowy i niezmienny owszem. I czuję ten chłód mieszający się z dusznym ciepłem pokoju, i czuję ten półblask, półzdania i półpłacze. Dzisiaj czuję jakoś mocniej, to wszystko przez ten deszcz.
Pewien bliski ktoś powiedział mi kiedyś, że żeby zapisać jakąś fabułę, trzeba ją najpierw skrupulatnie obmyśli i odnotować, że trzeba stworzyć plan działania dla siebie i dla swojej fabuły i to w taki sposób, żeby już na starcie mieć koncept zakończenia. Bardzo długo starałam się zastosować do tej wskazówki. Szczeznąć nad tym byłam bliski, aż w końcu to porzuciłam. Teraz nie próbuję już nawet planować fabuły bo wiem, że moje litery jakieś są wyschnięte i nie chcą się do siebie lepić nawet bez tego. Tylko to czucie i wiara jeszcze z daleka wołają, że nie wszystko stracone.
Młodzieńcze pragnienia pisarskie zastąpione zostały rzeczywistością, w której nie rozczarowałam się tyle tym, co ona mi zaproponowała, ale samą sobą. I bynajmniej nie chodzi tutaj o radosną twórczość ludową, a skalę uniwersyteckich ocen i finansometr na koncie bankowym. Mowa tutaj o inteligibilnej zdolności, a właściwie jej braku, do nieustannej wiary w swoje marzenia. Gówno prawda, że z marzeń się wyrasta.
Ja wyrosłam. I stoję jak ja topola trafiona piorunem.
Tylko - co, kto i kiedy, okazało się tak bezczelnie potraktować mnie niebiańskim prądem?

wtorek, 18 marca 2014

18314

Na myśl przyszło mi dzisiaj, że pogrzeby są piękne. Ich istota polega bowiem na intensyfikacji poczucia żalu i smutku, unikanego i niechcianego na co dzień. Obrazek na którym zrozpaczony człowiek roni łzy nad trumną drugiego człowieka jest zatem piękny, dla mnie; od tego jak zdefiniujemy opisywane pojęcie zależy nasz ogląd rzeczywistości, również w tym aspekcie.
Jak kochać, to rwać włosy z głowy. Jak cierpieć, to na granicy wytrzymałości zmysłowej, jak tęsknić to psychodelicznie, jak się cieszyć, to do palpitacji serca. XXI-wieczne wypalenie uczuć, rozbieranie z założenia mocnych emocji do ich szkieletu, nazywanie emocji substytucyjnych terminami przynależącymi do tych właściwych sprawiło, że niewiele wiemy o tym, jak czuć. Ja niewiele wiem. Wszystko jest mdłe. Rozmydlone obrazki miłostek, które powinny wyglądać tak, jak widzą je wszyscy postronni. Nie ma ciemności, nie ma oślepiającego światła. Wszystko uporządkowane, z przypisanym indeksem i przeświadczeniem, że  tak należy na drodze wieloletniego rozwoju cywilizacyjnego.
Rozmydla mi się poezja współczesna, patrzę i nie widzę. Oczyma duszy mojej nawet nie widzę. Tylko litery, zgłoski i głoski, trochę interpunkcji i błędów edytorskich. Jakaś okładka, na niej jakiś tytuł i jakieś nazwisko. Literatura. Rozmydla mi się sztuka - akcja reanimacja, światłe idee performensu. Ostatnio byłam na wystawie - na ścianie zawieszone zostały pozostałości po wykonywanej w pracowni artystycznej (to też światłe) depilacji ochotników z ochoczo nastrajającymi podpisami w stylu "łydka Anki", "brzuch Maćka", "cipka Zosi" etc. W opisie wystawy widniało kilka słów na temat tego, że odbiorca jej jednocześnie twórcą sztuki, że to taki nowoczesny, antropologiczny punkt widzenia. Zamiast granicznych odczuć, których tak rozpaczliwie pożądam, poczułam niesmak.I nie chodzi o tę konkretną scenę tylko przeświadczenie, że niewiele mnie już czeka skrajności w tym średniawym świecie.
Skrajności owszem, mam. Jak się zagłębiam w popkulturę, jak jadę na wieś i słucham nowoczesnej, na poły łacińskiej gwarowości, jak idę do najpopularniejszego klubu w mieście (przepraszam za to, ale zawsze nieźle wstawiona). Tylko nie o to mi chodzi, nie o ten rodzaj odczuwania.


Bo jak mogę czuć, kiedy wszystko wokół się dystansuje.
A może źle patrzę?