Taneczne rytmy zakrapiane napojem wyskokowym są w porządku, dla studenta. W końcu "życie po żytniej", jak głosi plakat zawieszony nad barem, jest takie kolorowe. Fantastyczna wizja marzeń sennych (koszmary mam na myśli) materializuje się, kiedy zostajesz trącona łokciem przez dziewczę ubrane w białe sandały i skąpą minispódniczkę. Nic by w tym nie było zaskakującego, w końcu mamy XXI wiek i morale spadają na łeb, na szyję, ale na litośc XY, czym to nie jest przypadkiem środek marca ? I rezydenta nie udało mi się spotkać, chociaż spotykam do zawsze. Bez okularów i zaprawionego w bojach.
Chłopcy w rękach dzierżą zbrojne lancę za 3,8, młode kobiety awanturują się ze sobą o miejsce na "parkiecie". Jest jak w ulu, tyle,że zamiast robotnego pomruku wszędzie unosi się woń przetrawionego piwska, wódki i tego, co można legalnie lub nie w tym kraju palić. Kultura osobista na wysokim poziomie, w końcu to klub dla kwiatu polskiej młodzieży i przyszłości naszego narodu. Gdzie w tym wszystkim miejsce na zabawę? Ależ jest, żeby się nie wydawało, że to takie złe miejsce postaram się co nieco zobrazować.
Zapijanie smutków i radości stało się powszechnym sposobem spędzania wolnego czasu przez młodych ludzi (również tych, którzy się jako "młodzi" określają). W takim metropolicznym niemal miasteczku, jakim jest nasze miasto trudno o lokal dla bardziej wybrednych. Jest palma, pod którą można sobie zrobić zdjęcie, jest dużo frekwencja pozwalająca poznać kogoś ciekawego (tak, to dobre słowo), jest trochę basu i jest legenda. To przede wszystkim. Z klubem X jest trochę jak z kaskaderami literatury. Obrósł legendą już za swego krótkiego (chociaż to pojęcie względne) życia i te legendę nieustannie stara się realizować. Wyklęty, niezrozumiany i uwielbiany. Z drugiej strony jak disco polo - nikt nie zna, nikt nie słucha, a wystarczy przejrzeć zdjęcia z eventu - "o ! patrz! matko, jak ja tu wyszłam !", "ten gość całkiem dupeczka", "ooo, bawiłam się z nim, muszę po poszukać na spotted!"O spotted będzie następnym razem. Wracając do meritum - nie polecam i nie odradzam. Z legendą trzeba się zmierzyć.
Próbowałaś/eś już ?
chciałam zapytać, co za klub, ale końcówka podsunęła mi tylko dwa rozwiązania. Kocioł? :>
OdpowiedzUsuńBrawo, trafiony.
OdpowiedzUsuńCóż, już białe sandałki kojarzą mi się z Kotłem. Co prawda nigdy tam nie byłam ale nasłuchałam się niemało o białych kozaczkach, czy rurze. Brrr. Wracam do Stoffa..
OdpowiedzUsuńcóż, ja byłam, nawet ze dwa razy. a ponoć nie popełnia się dwa razy tego samego błędu. ;)
OdpowiedzUsuńPani, klepnęłam Panią zabawą, bo się tu nic nie dzieje! o tu: http://cruxinterpretum.blogspot.com/2013/04/jestem-czescia-blogosfery-czyli-tag.html :)
OdpowiedzUsuń